Nie ma bata. Uwzięła się na mnie! Tak! Nauczycielka od W-F! Wierzcie lub nie... ale to prawda. Ale lepiej zrobię, jak opiszę to wszystko dokładniej.
Tak, zaczęło się wczesnym rankiem. Już wtedy cały dzień, już od początku uznawałem za zj*bany. Kaszel, to już, bodajże, 3 tydzień z rzędu! Do tego doszedł ból głowy... Spróbowałem zapytać swoją matkę, czy nie mogła by napisać mi zwolnienia, chociażby z w-f. Oczywiście, odparła, że nie. "Never mind" pomyślałem sobie. Idę do szkoły.
Na Polskim dowiedziałem się, że mam 27 pkt. z próbnego sprawdzianu szóstoklasisty. A miałbym 38, ale w złej formie napisałem jedno zadanie, i 11 pkt. w plecy. Kolejne "Never mind" rzuciłem w myślach.
No i "nareszcie" w-f. Początek lekcji. Biegaliśmy 10-15 min. " Na rozgrzewkę" (Chociaż ja to uznaję bardziej za tortury. Zaliczenie skoku przez skrzynie. W ogóle nie umiem skakać tak jak trzeba, tylko tak,hmm, bokiem? Powoli dobiega kolejka do mnie... 1 skok. Skoczyłem na skrzynie na kolana. 2 skok. Tak jak w 1. 3 skok. Zatrzymałem się przed odskocznią. Wiem, że było źle, ale moje nogi nie poradzą. Tu nie chodzi o strach, ale nie mogę wyżej podnieść nóg podczas skoku. Koniec lekcji. Wu-Efistka czyta oceny. W końcu słyszę:
- Paweł, jedynka.
Tego się spodziewałem. Lecz nie chodzi mi teraz o to jak skakałem ja, a raczej jak skakał mój kolega. Znaczy, nie kolega, lecz przyjaciel. Bez obrazy dla niego, ale skakał gorzej. Cofnijmy się do jego kolejki...
1 jego skok. Wskoczył na skrzynię kolanami. 2 skok. zatrzymał się przed odskocznią. 3 skok. Z impetem zarył całym ciałem w skrzynię. Wróćmy do ocen...
Ale co dostał? Skoczył gorzej, przykładał się mniej, ale 2 dostał. Marna ocena, ale lepsze niż 1! I nie mówcie mi, że być może ubzdurałem sobie że nauczycielka uwzięła się na mnie. Zawsze na mnie wrzeszczy o byle co. Ale to już kiedy indziej, być może w jakiejś sekcji " Moje zdanie o nauczycielach"
Do zobaczenia jutro. Co przyniesie dzień, zobaczymy...